Nauka czytania wody
Co mają zrobić ci nieszczęśnicy, którzy mimo dobrego sprzętu, długich godzin spędzonych nad wodą i najlepszych intencji, nadal nie mają szczęścia złowić wymarzonego szczupaka, sandacza czy karpia? Najważniejsze, by się nie zniechęcali i nie odkładali swojego sprzętu na bok. Prawda jest taka, że to nie od wędkarzy zależy obecne zarybianie i ochrona wód, a nasze wyniki mówią same za siebie o stanie tych zbiorników. W miejscach zanieczyszczonych, niezarybionych lub takich, gdzie kłusownicy są przed nami, łowienie jest zdecydowanie trudniejsze. Zamiast narzekać, warto jeszcze raz wrócić nad wodę i dokładnie się rozejrzeć, zanim zaczniemy łowić. Czasem lepiej poświęcić cały dzień na szczegółowe zbadanie łowiska, obchodząc brzegi, zamiast od razu rozkładać wędki. Mimo przetrzebienia ryb, w polskich wodach wciąż można je znaleźć, choć jest ich mniej niż kiedyś i dlatego nie występują na całej powierzchni rzek i jezior. Aby odnaleźć miejsca, gdzie ryby żerują, trzeba zajrzeć pod powierzchnię wody. Można to zrobić dosłownie, mając odpowiedni sprzęt i umiejętności, zanurzając się głęboko pod wodę. Odkryjemy wtedy ukryte kryjówki ryb, podwodne górki, zatopione rośliny i zwalone drzewa – miejsca, gdzie przebywają większe okazy. Nurkując, warto zapamiętać ukształtowanie dna, czy jest piaszczyste, muliste, gdzie szukać lina, czy są uskoki, tzw. półki, gdzie gromadzą się drapieżniki oraz zwrócić uwagę na kamienie. Zachęcam wszystkich, którzy mogą, do takiego badania łowiska przed rozpoczęciem wędkowania. Przy słonecznej pogodzie i temperaturze wody około 17 stopni, wystarczy najprostszy zestaw do nurkowania: maska, rurka i płetwy. Nie polecam schodzenia głębiej niż trzy metry, chyba że ma się już doświadczenie w nurkowaniu. Aby zobaczyć więcej, potrzebny będzie profesjonalny sprzęt do nurkowania i większe umiejętności. Nie każdy może bezpośrednio obserwować faunę i florę naszych wód, ale są inne sposoby na ich poznanie.
Wymyślony sprzęt przez Amerykanów, działający jak radar i pozwala dostrzec to, czego ludzkie oko nie jest w stanie zobaczyć. Mowa oczywiście o echosondzie, urządzeniu wysyłającym fale elektromagnetyczne i odbierającym ich odbicia. Dzięki temu na ekranie ciekłokrystalicznym (czasem o wysokiej rozdzielczości) możemy zobaczyć topografię dna z taką dokładnością, że odróżnimy kamień od podwodnej górki. Z widocznością ryb na ekranie bywa różnie, ale w zaawansowanych modelach echosond błędy są rzadkie. Dodatkowo urządzenia te mogą na bieżąco podawać temperaturę wody, dokładną głębokość, a także zapisywać i drukować obrazy, co sprawia, że łowisko przestaje być tajemnicą.
Echosondy są dostępne w sklepach wędkarskich, a modele ze średniego przedziału cenowego cieszą się dużą popularnością. Jednak należy pamiętać o potrzebie posiadania łodzi, choćby nawet małej zanętowej, bez której echosonda jest praktycznie bezużyteczna, oraz o zasilaniu, które często sprawia problemy. W najnowszych modelach zasilanie odbywa się za pomocą mniejszych baterii, nawet zwykłych „paluszków”. Opinie na temat tych urządzeń są różne, ale nie można lekceważyć ich wartości ani traktować ich jako jedynego doradcy. Jak w każdym przypadku, używanie echosondy wymaga umiaru i odpowiedniej wiedzy, aby korzystać z dostarczonych informacji.
Jeśli jednak nie posiadamy echosondy lub zapomnieliśmy ją zabrać na wyprawę wędkarską, co nam pozostaje? Wtedy musimy polegać na tradycyjnych metodach obserwacji i doświadczeniu, by znaleźć odpowiednie miejsca do łowienia.
Wszystkie informacje niezbędne do skutecznego wędkowania, które moglibyśmy zdobyć podczas nurkowania lub za pomocą echosondy, można zgromadzić także innymi metodami. Można to określić jako „czytanie z wody”, czyli umiejętność obserwowania i interpretowania tego, co widzimy. Warto zwrócić uwagę na przejrzystość wody i dobre nasłonecznienie, które ułatwiają ten proces.
Najlepsze efekty uzyskamy, gdy woda jest przejrzysta i dobrze oświetlona. W taki dzień warto udać się nad brzeg i poszukać wzniesienia, które pozwoli na objęcie wzrokiem jak największej części łowiska. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że idealnym miejscem do tego może być wieża przeciwpożarowa w pobliżu jeziora. Z wysokości piątego piętra, przy dobrej pogodzie, można zobaczyć dwie duże zatoki. Jezioro nie było głębokie, więc dokładnie widziałem rzeźbę dna i kępy roślinności. Przy dobrym wzroku można nawet dostrzec szczupaki polujące pod powierzchnią.
Przy dużej przejrzystości wody i małej głębokości, podobny widok uzyskamy stojąc na skarpie lub innym naturalnym wzniesieniu. Aby określić charakter dna, można rozejrzeć się po okolicy zbiornika wodnego, przy którym stoimy. Jeśli krajobraz wokół jest płaski, trudno spodziewać się pofałdowanego dna. Natomiast, jeśli teren jest pagórkowaty, możemy oczekiwać, że dno zbiornika będzie miało podobne ukształtowanie.
Obserwując takie szczegóły i ucząc się je interpretować, możemy zdobyć cenną wiedzę na temat łowiska bez konieczności użycia zaawansowanego sprzętu.
Podejdźmy bliżej wody. Gdy jesteśmy nad dużą rzeką, musimy koniecznie ustalić, gdzie znajduje się główny nurt. To ważne, ponieważ większość drapieżników przebywa w jego pobliżu lub przed nim. Znalezienie głównego nurtu nie jest trudne, ale niektórzy wędkarze błędnie zakładają, że zawsze biegnie on przez środek koryta. Koryto rzeki nie zawsze jest symetryczne, a nurt może się rozdzielać. Widać, to gdy dokładnie przyjrzymy się przepływającej wodzie, która wiruje i niesie pływające materiały. Wiry tworzą się tam, gdzie różne masy wody się zderzają lub nad większymi przeszkodami pod powierzchnią. Te wiry wciągają mniejsze ryby i owady, czyniąc je łatwiejszą zdobyczą dla większych drapieżników.
W zbiornikach zamkniętych, takich jak jeziora, szukajmy miejsc osłoniętych od wiatru i fali. Są to obszary za ostrogami, cyplami i przewężeniami. W takich miejscach można spotkać zarówno białe ryby, jak i drapieżniki, zwłaszcza szczupaki i okonie. Powinniśmy również znać głębokość tych miejsc. Spławikowcy muszą dobrze wygruntować zestaw, a łowiący na spinning mogą opuścić cięższą przynętę na dno i obserwować wysnuwającą się linkę. Łatwiej jest to zrobić z łódki, ale z brzegu trzeba uwzględnić długość rzutu oraz wiatr znoszący linkę.
Znając te zasady i obserwując wodę, możemy lepiej zrozumieć zachowanie ryb i skuteczniej wybrać miejsca do wędkowania.
Czasami jednak te metody nie wystarczają, by odnaleźć kryjówki, w których żerują ryby. W takich sytuacjach należy zwracać uwagę na znaki na powierzchni wody. Wszystkie zwierzęta zdradzają swoją obecność, a każdy ich ruch czy zmiana zachowania może być zaobserwowana. Warto przyjrzeć się małym rybkom, tzw. drobnicy, które pływają spokojnie przy brzegu, a nagle podrywają się i wyskakują nad powierzchnię. Takie zachowanie może oznaczać obecność drapieżnika, który właśnie podjął polowanie. To sygnał, że drapieżnik podpłynął bliżej brzegu i tam warto go poszukać. Szczupak i boleń robią to dość głośno, ale duży sum może być znacznie cichszy. Czasami hałasują małe okonie, a innym razem można zobaczyć ślad na wodzie przypominający efekt puszczenia „kaczki”.
Również ryby spokojnego żeru zdradzają swoją obecność. Płocie, ukleje i leszcze często wynurzają się na powierzchnię, podczas gdy lin wypuszcza charakterystyczne pęcherzyki powietrza, zagłębiając się w mulistym dnie. Obecność bąbelków to znak, że ryba znajduje się właśnie w tym miejscu. Gdy ryby są bardziej ostrożne, wodne ptaki, takie jak perkozy, kaczki i łyski, mogą być pomocne. Ich obecność sugeruje, że w tym miejscu jest dużo małych rybek, które przyciągają większe drapieżniki.
Ponadto należy zwracać uwagę na to, co unosi się na powierzchni wody. Jeśli są to opadłe z drzew liście, raczej nie znajdziemy tam wielkich ryb, ponieważ liście zakwaszają wodę, odstraszając ryby. Zatopione drzewa natomiast stanowią naturalne schronienie dla wielu gatunków, zwłaszcza kleni. Kilka zerwanych przynęt to cena za złowienie naprawdę ładnej sztuki.