Na spławik czy z gruntu?

Jeżeli ktoś po dokładnym przemyśleniu wszystkich „za i przeciw”, uważa, że metoda gruntowa bez spławika jest mniej efektywna i mniej sportowa niż klasyczna metoda spławikowa – można zrozumieć takie stanowisko. Z drugiej strony, jeśli zwolennik metody gruntowej traktuje ją wyłącznie jako sposób na wrzucenie przynęty w dowolne miejsce i liczenie na to, że ryba (zwłaszcza duża) sama się złapie – trudno uznać takie wędkowanie za skuteczne i sportowe. W takim przypadku ewentualny połów będzie raczej kwestią przypadku.

Warto również mieć świadomość, że wielu wędkarzy jest silnie przywiązanych do jednej, tradycyjnej metody połowu. Nie tylko nie chcą eksperymentować z nowymi technikami, ale często nawet nie próbują zrozumieć ich podstawowych zasad. Jesteśmy bowiem często tradycjonalistami. Tymczasem nowoczesne wędkarstwo w dużej mierze opiera się na wszechstronności. Przykładowo, w wędkarstwie wyczynowym każdy zawodnik, który chce odnosić sukcesy, musi być przygotowany na różnorodne warunki dyktowane przez łowisko i ryby. Obecnie nie wystarczy dobrze łowić długim wędziskiem i zestawem skróconym. Co jeśli zawody odbywają się w miejscu, gdzie ryby trzymają się kilkadziesiąt metrów od brzegu? Sukces odniosą tylko ci wędkarze, którzy opanowali metodę odległościową. Inny przykład: w rzece, gdzie łowienie z dużych odległości jest najskuteczniejsze, najlepszym narzędziem będzie wędzisko bolońskie, umożliwiające „długą” przepływankę. Te przykłady nie są wymyślone, lecz zdarzyły się nawet podczas zawodów o randze mistrzostw świata.

Te uwagi odnoszą się również do rekreacyjnego wędkarstwa amatorskiego. Trudno byłoby dziś uznać za „dobrego” i skutecznego spinningistę wędkarza, który używa wyłącznie błystek wahadłowych i obrotowych, a nie chce lub nie potrafi łowić twisterami czy ripperami. Niedawno miałem okazję zobaczyć, jak w łowisku, gdzie zestaw odległościowy ze spławikiem zawiódł, skuteczny okazał się lekki zestaw gruntowy z wędziskiem z drgającą szczytówką, co pozwalało na bardziej naturalne podanie przynęty. Przy okazji warto zaznaczyć, że współczesne wędkarstwo karpiowe nie opiera się tylko na metodzie włosowej, ale także na podawaniu przynęty z gruntu.

Zatem, nie uprzedzając się do metody gruntowej bez spławika i nie traktując jej wyłącznie jako metody biernej, zastanówmy się, kiedy warto ją stosować. Moim zdaniem, główne okoliczności przemawiające na korzyść tej metody są następujące:

– Kiedy ryby trudno zwabić blisko stanowiska, co dotyczy niemal zawsze większych okazów, i tylko połów z dalszych odległości gwarantuje dobre wyniki.
– Kiedy warunki pogodowe, zwłaszcza silny wiatr, uniemożliwiają łowienie wędką ze spławikiem.
– Kiedy ryby są bardzo ostrożne i nieufne, być może płoszy je nawet żyłka biegnąca pionowo od spławika do haczyka, a ściślej – drgania wody wywołane napiętą żyłką, i lepiej biorą przynętę spoczywającą swobodnie na dnie.
– Podczas połowu w dobrze zanęconym miejscu łowiska lub w części, gdzie ryby szczególnie chętnie przebywają, czyli wtedy, kiedy warto przez dłuższy czas przetrzymać przynętę na gruncie w określonym miejscu.
– Kiedy łowisko ma bardzo zróżnicowane ukształtowanie dna, z licznymi dołkami i podwyższeniami, gdzie precyzyjne prowadzenie przynęty zestawem spławikowym byłoby trudne i niecelowe.

Starałem się wymienić kilka głównych warunków, które przemawiają za tym, aby przynęta leżała nieruchomo na dnie. W tym kontekście warto zastanowić się nad kolejnym problemem. Młodzi łowcy białej ryby często skupiają się na doborze spławików, haczyków lub przynęt. To ważne, ale wydaje mi się, że za mało uwagi poświęcamy sposobowi podania przynęty. Zbyt rzadko zastanawiamy się, jak przynęta zachowuje się i „pracuje” w łowisku.

Przykładowo, podczas połowu leszczy warto rozważyć, czy obciążenie zostało tak rozłożone, że przynęta rzeczywiście leży na dnie, czy też unosi się kilkanaście centymetrów nad nim, co przyciąga przede wszystkim płotki. Nawet najczulszy sprzęt nie przyniesie dobrych wyników, jeśli ryba nie bierze, ponieważ przynęta została źle podana.

I tak dochodzimy, moim zdaniem, do sedna sprawy. Zarówno wędka spławikowa, jak i gruntówka, zarówno spławik, jak i obciążenie gruntowe są tylko narzędziami, których podstawowym zadaniem jest jak najlepsze, czyli najskuteczniejsze podanie przynęty rybom. Przynęta musi wzbudzać jak najmniej podejrzliwości i nieufności. Jednocześnie musimy ją podać na takim zestawie i w taki sposób, który umożliwi jak najszybszą sygnalizację brania. Może to być spławik, może to być – w przypadku gruntówki – zarówno elektroniczny sygnalizator, jak i pasek folii zawieszony na żyłce. Istota tkwi nie w technice ani w wymyślnych zestawach. Od wielu doświadczonych wędkarzy słyszałem: „Im prostszy zestaw i sposób, tym bardziej skuteczna metoda połowu”. Cóż może być prostszego niż drgająca szczytówka? Ta metoda, choć nie nowa, została udoskonalona dzięki bardzo czułej szczytówce wędziska. Zapewniam Was jednak, że to nie sama szczytówka łowi. Kluczowe są umiejętności wędkarza, stała obserwacja czułego sygnalizatora brań, gotowość do zacięcia i natychmiastowa reakcja na branie, czyli ruch szczytówki. Wędkarz, który zostawia wędzisko na podpórkach i przestaje baczyć na wskazania szczytówki, również nie odniesie sukcesu.

Na zakończenie chciałbym podkreślić, że nie moim celem było przekonywanie Was o wyższości jednej metody nad drugą. Zarówno metoda spławikowa, jak i połów z gruntu bez spławika mogą być sportowe i skuteczne. Nie uprzedzajcie się do żadnej z metod, dołóżcie starań, aby poznać różne techniki łowienia. To z pewnością przełoży się na lepsze wyniki.